Zdjęcia zamieszczone na moim blogu są mojego autorstwa. Proszę o nie kopiowanie ich bez mojej zgody.

środa, 12 września 2012

Wrześniowe o wszystkim i o niczym

Ufff, mija kolejny tydzień września a ja nie wiem w co mam ręce swe włożyć- więc najczęściej wkładam je wszędzie po trochu- czyli mam zrobione i wszystko i nic. Praca przedstawiciela handlowego niestety jest sezonowa- szczególnie w mojej branży- co jak na branżę medyczną jest nieco dziwne- czyż ludzie dobrzy nie powinni chorować jednakowo przez cały rok? A bo co- w chłodniejsze miesiące się lepiej choruje niż w te ciepłe? Nieważne- ważne, że po nudzie w sierpniu kiedy to jakiekolwiek zamówienie od klienta witane było przez moją osobę wielkim ukłonem ( tych ukłonów nie było znów tak wiele) teraz we wrześniu wszyscy przypomnieli sobie o p. Marcie i tym, że pasowało by mieć w swoich sklepach i aptekach jej towar. I tak w sierpniu codziennie sprawdzałam czy mi się komórka nie zgubiła bądź zawiesiła- teraz we wrześniu marzę już o tym aby choć na moment umilkła. Babie nie dogodzi co?

1 września aby wyrazić swą wdzięczność, za to, że owoc mego łona wraca w końcu do szkoły po stanowczo za długich wakacjach upiekłam muffiny. Jedne czekoladowe, drugie jagodowe.
Ponieważ nadal w temacie mych tęsknot jest patera na ciasta wszelakie- najlepiej piękna i stylowa, upolowałam jako gratis do gazety o dekoracjach ciast paterę z kartonu- jakość jej była tak porażająca, że wytrzymała tylko to jedno zdjęcie a potem z wdziękiem zeszła z tego świata do piwnicy i pieca jako rozpałka. Np cóż- muszę w końcu znaleźć paterę godną mych tęsknot za nią. Muffiny przetrwały nieco dłużej niż patera- o jakąś godzinę bo wtedy wrócił z pracy mój mąż i wziął i pożarł je strasznie szybko:) 

 Siedząc sobie w ukochanym foteliku pstrykłam taką fotkę- i patrząc teraz na to zdjęcie wiem nawet kiedy ją zrobiłam- w ową niedzielę kiedy bolała mnie stopa bo na szafce stoi maść co to miała działać p/bólowo a nie działała.
 Dom przystraja się już jesiennie:)
 Zakochana od jakiegoś czasu w wiankach autorstwa moich ulubionych blogerek postanowiłam uczynić swój własny. Zaczęło się od uszycia trzech wąskich rulonów z materiału. Problem przewleczenia ich na prawą stronę nie okazał się aż tak wielki jak napełnienie ich wymyślonym przez mnie wypełniaczem tzn. wiórkami drewnianymi nasączonymi olejkiem aromatycznym. Nie będę zdradzać jak w końcu to się udało- ale podpowiem , że potrzebowałam do tego:
- rury od odkurzacza
-lejka samochodowego
- kija do krykieta
- łyżki drewnianej
Jeśli ktokolwiek z tej mieszanki ułoży prawidłowy sposób napełniania własnoręcznie zrobię tej osobie pachnący wianek.
 Drugi wyszedł mi znacznie lepiej:)- wisi sobie w mojej kuchni na oknie i pachnie obłędnie lawendą.
 Trzeci na zdjęciu wyszedł nieco jak precel ale po uformowaniu wygląda jak wianek- niestety poszedł w dobre ręce i nie mam innego zdjęcia. Wianki tak się spodobały, że mam zamówienie na kolejne ale znów ten niedoczas:(
 A te oto cudne lawendowe cudeńka nabyłam drogą kupna w Rossmanie. Nawet chętnie jadam teraz śniadania bo na widok tych kropeczek mordka mi się śmieje od rana- to znaczy od tego rana kiedy jestem już po kawie- bo jak wstaję to wcale się nie śmieję:(
 
i tym miłym akcentem zakańczam moje dzisiejsze wywody. zapraszam na jutro bo jak znajdę czas to zaproszę Was na wycieczkę do Krynicy Zdrój w której byłam w niedzielę:)

Martusik

2 komentarze:


  1. Jutro z samego rana
    biegnę do Rossmana
    po lawendowe miseczki
    w białe kropeczki...

    Myślę,że zaczęłaś od lejka, ale nie za bardzo chciało sie układać, więc łyżką zaczełaś popychać wiórki. Łyżka okazała się za krótka i w ruch poszedł kij do krykieta.
    Jakoś nie mogę wpisać w tą moją historyjkę rury od odkurzacza ....... już wiem hiih ! Lejek zsuwał się i konstrukcja nie była stabilna , po prostu było niewygodnie. Rulonik nałożyłaś częściowo na rurę, w rurę lejek itd :)))))

    Nie wytrzymam :)) chce mi się śmiać :)))
    Pomyślałam sobie,że takiej instrukcji, to nawet sam Jaś Fasola ni wymyśliłby..:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    Gdy znajdziesz chwilkę, zapraszam do Domu Rozalii

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dam rady, nie mam kija do krykieta, buuu. Wianek cudny!
    Dziękuję za odwiedziny:)) Nieźle piszesz, buziaki.

    OdpowiedzUsuń