1 września aby wyrazić swą wdzięczność, za to, że owoc mego łona wraca w końcu do szkoły po stanowczo za długich wakacjach upiekłam muffiny. Jedne czekoladowe, drugie jagodowe.
Ponieważ nadal w temacie mych tęsknot jest patera na ciasta wszelakie- najlepiej piękna i stylowa, upolowałam jako gratis do gazety o dekoracjach ciast paterę z kartonu- jakość jej była tak porażająca, że wytrzymała tylko to jedno zdjęcie a potem z wdziękiem zeszła z tego świata do piwnicy i pieca jako rozpałka. Np cóż- muszę w końcu znaleźć paterę godną mych tęsknot za nią. Muffiny przetrwały nieco dłużej niż patera- o jakąś godzinę bo wtedy wrócił z pracy mój mąż i wziął i pożarł je strasznie szybko:)
Siedząc sobie w ukochanym foteliku pstrykłam taką fotkę- i patrząc teraz na to zdjęcie wiem nawet kiedy ją zrobiłam- w ową niedzielę kiedy bolała mnie stopa bo na szafce stoi maść co to miała działać p/bólowo a nie działała.
Dom przystraja się już jesiennie:)
Zakochana od jakiegoś czasu w wiankach autorstwa moich ulubionych blogerek postanowiłam uczynić swój własny. Zaczęło się od uszycia trzech wąskich rulonów z materiału. Problem przewleczenia ich na prawą stronę nie okazał się aż tak wielki jak napełnienie ich wymyślonym przez mnie wypełniaczem tzn. wiórkami drewnianymi nasączonymi olejkiem aromatycznym. Nie będę zdradzać jak w końcu to się udało- ale podpowiem , że potrzebowałam do tego:
- rury od odkurzacza
-lejka samochodowego
- kija do krykieta
- łyżki drewnianej
Jeśli ktokolwiek z tej mieszanki ułoży prawidłowy sposób napełniania własnoręcznie zrobię tej osobie pachnący wianek.
Drugi wyszedł mi znacznie lepiej:)- wisi sobie w mojej kuchni na oknie i pachnie obłędnie lawendą.
Trzeci na zdjęciu wyszedł nieco jak precel ale po uformowaniu wygląda jak wianek- niestety poszedł w dobre ręce i nie mam innego zdjęcia. Wianki tak się spodobały, że mam zamówienie na kolejne ale znów ten niedoczas:(
A te oto cudne lawendowe cudeńka nabyłam drogą kupna w Rossmanie. Nawet chętnie jadam teraz śniadania bo na widok tych kropeczek mordka mi się śmieje od rana- to znaczy od tego rana kiedy jestem już po kawie- bo jak wstaję to wcale się nie śmieję:(
Martusik
OdpowiedzUsuńJutro z samego rana
biegnę do Rossmana
po lawendowe miseczki
w białe kropeczki...
Myślę,że zaczęłaś od lejka, ale nie za bardzo chciało sie układać, więc łyżką zaczełaś popychać wiórki. Łyżka okazała się za krótka i w ruch poszedł kij do krykieta.
Jakoś nie mogę wpisać w tą moją historyjkę rury od odkurzacza ....... już wiem hiih ! Lejek zsuwał się i konstrukcja nie była stabilna , po prostu było niewygodnie. Rulonik nałożyłaś częściowo na rurę, w rurę lejek itd :)))))
Nie wytrzymam :)) chce mi się śmiać :)))
Pomyślałam sobie,że takiej instrukcji, to nawet sam Jaś Fasola ni wymyśliłby..:)
Pozdrawiam serdecznie!
Gdy znajdziesz chwilkę, zapraszam do Domu Rozalii
Nie dam rady, nie mam kija do krykieta, buuu. Wianek cudny!
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny:)) Nieźle piszesz, buziaki.