Zdjęcia zamieszczone na moim blogu są mojego autorstwa. Proszę o nie kopiowanie ich bez mojej zgody.

poniedziałek, 14 października 2013

jesiennie:)

Ufff, witajcie

Do tego roku październik nie był moim ulubionym miesiącem. Wszyscy tylko gadali o grzybach i tyle. Ja nigdy nie chodziłam na grzyby więc temat ten omijałam szerokim łukiem.
Wszystko zmieniło się w tamtym roku kiedy zabrano mnie pierwszy raz w życiu na grzyby do lasu. I co? i teraz ja chodzę i gadam jak najęta o tych grzybach i cieszę się, że jest październik.

Dobrze też, że w tym roku pogoda nas rozpieszcza i jest pięknie i ciepło. Naprawdę chce się chodzić na grzyby.
Co prawda w tą niedziele nastawiona byłam na mega wielkie zbiory, niestety w lesie było pełno podgrzybków ale robaczywych albo takie cudeńka:



Dobrze, że dobre duszki A&A podarowały nam sporo grzybków bo inaczej dzień skończyłby się tylko na pięknym spacerze:) A było co podziwiać. Lasy są tak kolorowe, że napatrzeć się nie mogłam:)
popatrzcie i Wy...





ostatnie zdjęcie już nie w lesie, ale ten widok mnie zachwycił:)

Wracając do tematu grzybków- na razie umiem rozpoznawać tylko podgrzybki więc jakie wielkie było moje zdziwienie kiedy udało mi się znaleźć prawdziwka:) Oczywiście mój małżonek nie mógł sobie darować i też znalazł swojego.
Oto nasze dwa piękne okazy:)


Ten większy oczywiście męża:(


Poza grzybami oczywiście czas płynie też innymi rzeczami. W ogrodzie porządki prawie skończone, zasadzone porzeczki ( czerwona, czarna i biała) oraz maliny. Muszę jeszcze dokupić agrest. 
Posadzone a właściwie przesadzone dwa jaśminy i róża. Warzywnik powiększony i zasilony aby na wiosnę wszystko lepie rosło. Jak na to, że ogród zaczęliśmy robić rok temu robi się już coraz fajniej. Zostało mi jeszcze do wysadzenia około 100 cebulek. Znów poszalałam:)


Miałam się pochwalić to się chwalę. Na zakończenie lata mój cudowny i jedyny wspaniały małżonek uczynił rusztowanie nad ognisko. Muszę przyznać, że kiełbaska pieczona w ten sposób jest o niebo lepsza od tej pieczonej na grillu. Szkoda tylko, że tak późno i tak naprawdę cieszyć się owym wynalazkiem będziemy dopiero w przyszłym roku.



Wrzesień i październik w mojej rodzinie obfituje w imieniny. Nie robimy wielkich imprez ale zawsze staramy się pamiętać o solenizantach i wręczać im małe upominki.
Do tej pory pakowanie prezentów zostawiałam profesjonalistom. W tym roku z braku czasu i chęci do jechania do jakiegoś marketu postanowiłam sama pokombinować w tej materii i oto co mi wyszło:)
Solenizant był bardzo zadowolony z prezentu, natomiast opakowanie też zrobiło wrażenie z czego bardzo się cieszę. Pierwsze koty za płoty....


Oczywiście nie byłabym sobą gdybym się nie pochwaliła rękoczynami:) Nadal nie potrafię siedzieć bezczynnie przed telewizorem.
Nie bardzo da się haftować, więc czynię takie rzeczy.
Do haftowania muszę wrócić bo na moją Audrey nie mogę się doczekać:) Czasu mało:(



 

a w domu też już jesień widać:) Uwielbiam ten czas bo świece dają taki miły nastrój. Brakuje kominka ale na takowy muszę jeszcze trochę poczekać:(





i tym miłym akcentem kończę i wszystkich zaglądających pozdrawiam:)

Martusik